Niedawno pisaliśmy o problemach Artura Boruca, który dawno już przestał być ulubieńcem kibiców Celticu. Po problemach z piciem, zostawieniu żony z dzieckiem i podejrzanych romansach bramkarz wdał się w kolejną aferę. Tym razem pobił kolegę z własnego zespołu, za co grozi mu więzienie.
Boruc i Aiden McGeady wdali się w sprzeczkę w szatni, w wyniku której Polak kilkakrotnie uderzył kolegę z zespołu. Okazuje się, że porywczy bramkarz nie napadł na piłkarza pod wpływem silnych emocji, ale pobił go w sposób wyrachowany, "z zimną krwią". Serwis weszlo.pl donosi, że Artur zaatakował Irlandczyka, gdy ten najmniej się tego spodziewał:
W szatni, już po zejściu z feralnego treningu, Boruc podszedł do McGeady'ego i powiedział: "Sorry Aiden, sam rozumiesz, to jest futbol. Nic do ciebie nie mam" – pisze serwis. Następnie wyciągnął rękę na zgodę. Aiden uścisnął mu dłoń i w tym samym momencie został przez Boruca dwa razy mocno uderzony.
Po tym incydencie pozostali członkowie drużyny ostatecznie odwrócili się od Boruca. Bramkarz stracił szacunek pozostałych piłkarzy i sympatię kibiców. Kara na pewno go nie ominie. Nikt już nie będzie go bronił. Ani drużyna, ani kibice. Została mu ta Sara Mannei. Czy nie zostawi go, gdy przyjdą gorsze czasy?