Jak zakrzyknąłby Kazio Marcinkiewicz: "Yes! Yes! Yes!" Chris Brown zakończył właśnie karierę. Cały świat zgodnie życzy mu jak najgorzej i z niecierpliwością czeka na skazujący wyrok. Nic dziwnego, nie ma nic przyjemniejszego niż oglądanie upadku i cierpienia kogoś, kto na to zasłużył.
Pobicie słodkiej Rihanny okazało się medialną śmiercią Browna. W momencie, gdy piosenkarka ogłosiła, że będzie zeznawać i nie ma już żadnych wątpliwości, iż zajście wyglądało tak, jak opisują to media, firmy postanowiły zerwać zawarte z Chrisem umowy. Pierwszy wycofał się Wrigley i lawina ruszyła. Kolejne korporacje szybko usunęły reklamy z muzykiem z telewizji, billboardów i gazet. Nikt nie chce, aby kojarzono go z człowiekiem, który zdradzał i bił swoją dziewczynę do krwi.
Nie tylko reklamodawcy wstydzą się Chrisa. Również rozgłośnie radiowe przestały puszczać jego piosenki. Za to nieustannie grają kawałki Rihanny.
Po ujawnieniu sprawy w mediach mój telefon po porostu zwariował. Nieustannie ktoś dzwonił i pytał, dlaczego puszczamy muzykę tego śmiecia – powiedział prowadzący program w radiu WAKS FM DJ. Dlatego zdjęliśmy go z anteny. Nie używamy nawet jego nazwiska, tylko określamy go mianem przestępcy. To nasza medialna zemsta za pobicie Rihanny. Chris dokonał bardzo złego wyboru, za który słono zapłaci.
Wiele stacji radiowych apelowało do innych przedstawicieli mediów, aby również usunęli imię i nazwisko muzyka z podawanych informacji. W ten sposób chcą pokazać swoje wsparcie, dla Rihanny i ostatecznie potępić czyn, jakiego dopuścił się Brown.