Kasia Szczołek, znana lepiej pod pseudonimem "Sara May" została odrzucona jeszcze przed eliminacjami do tegorocznej Eurowizji. Nie przyjęto jej zgłoszenia. Atakowała ludzi w TVP za to, że uniemożliwili jej udział w konkursie. Bardzo jej na tym zależało.
Dziś potępia więc poziom festiwalu, uczestników i jury. Skądinąd słusznie, ale po co w takim razie sama się zgłaszała? I to już nie pierwszy raz...
Stachurski niech lepiej trzyma się coverów, bo jak zrobi coś własnego to leży i kwiczy - pisze Szczołek. Typowy chałturnik a fałszował jak pijak spod budki z piwem. Jego piosenka to kilogramowy bełt. A o śpiewaniu to on zielonego pojęcia nie ma. Był najgorszy obok Tigirity.
Lidia Kopania - zawodzenie, liczne fałsze, skowyt, cieniutki głosik - kontynuuje. Piosenka niezła, ale za trudna dla wykonawczyni, męczyła się. A tak na marginesie to co robił tam synuś Olbrychskiego? Z jakiej paki tam wystąpił? Czasem decyzje TVP są takie, jakby była to telewizja prywatna. Olbrychski się podpromował i w końcu dowiedziałam się, że on jest piosenkarzem.
A szanowne jury? Profesjonalizm pełną gębą. Zwłaszcza KASA - wokalista pierwsza klasa i Barbie różowa ze stowarzyszenia fanów Eurowizji. Swoją drogą jakim trzeba być porąbanym głuchelcem, żeby być fanem Eurowizji.
No a na samym końcu telewizja dobiła nas najbardziej wieśniackim show czyli występem Rusłany. Wtedy musiałam wyłączyć dźwięk, bo apogeum badziewia sięgnęło zenitu. Obrazu wyłączać nie musiałam, bo sam znikał. Telewizja publiczna jak zwykle miała problemy techniczne. Przetrwałam cały ten konkurs, ale kosztowało mnie to wiele stresów i nerwów. 53.000 oddanych głosów to niewiele jak na wielką Polskę. Chyba tylko najgorsze głąby głosowały.
Czy właśnie na ich głosy liczyła?