"Skandalu" z Durczokiem ciąg dalszy. Po długiej wojnie z wierzącymi w wolność słowa internautami, nie udało się zabronić ludziom oglądać filmiku nagranego w studio Faktów. W obronie Kamila Duroczka postanowiła stanąć więc jego żona. W wywiadzie z Dziennikiem zapewnia, że... Kamil nie klnie w domu. Nie, to nie żart. Właśnie tym go tłumaczy. Makijażystkę traktuje, jak widzieliście, natomiast żonę dużo lepiej. Zawsze coś.
Czy Pani mąż ma zwyczaj przeklinania w domu? - pyta Dziennik.
Nie, nie, nie! Mamy w domu dziecko i staramy się używać czystej, poprawnej polszczyzny. Zresztą gdy tylko coś się nam całkowicie niechcący "wymsknie", to syn sam zwraca nam uwagę, że tak się nie mówi.
Tak, już widzimy Durczoka używającego "poprawnej polszczyzny", któremu coś się "niechcący wymsknęło" :)
Mąż jest perfekcjonistą - tłumaczy go żona. Odpowiada za program, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Nie może sobie pozwolić na niedociągnięcia, bo nic się nie da ukryć. Widać nawet najmniejszy pyłek na marynarce, taką dysponujemy technologią przekazu. A telewizja to gra zespołowa, czasami niedbałość jednej osoby niweczy efekty pracy całego zespołu.
Jak dobrze, że "perfekcjonizm" i "profesjonalizm" lidera tego zespołu tak świetnie nastraja ludzi i motywuje do pracy.
Co to w ogóle za komedia? Dlaczego to wideo trzeba oglądać na jakichś tureckich stronach? Kto się go tak wstydzi?