Jolanta Pieńkowska postanowiła stanąć "w obronie" swojego męża, miliardera Leszka Czarneckiego, posądzanego przez media o duże straty finansowe w wyniku globalnego kryzysu.
Dementuję te plotki - mówi Pieńkowska w Super Expressie. Mój mąż nie jest żadnym bankrutem, a wręcz przeciwnie - fantastycznym człowiekiem i genialnym przedsiębiorcą. On i jego finanse mają się bardzo dobrze.
Tekst roku. Nie słyszeliśmy nigdy, żeby ktoś ogłaszał bankructwo Czarneckiego. Najwyżej mówiło się, że stracił 6 miliardów złotych z 11. 5 000 000 000 zł. To chyba nie "bankrut"?! Czarnecki ostatnio chwalił się nawet, że zarabia milion złotych dziennie (zobacz: Mąż Pieńkowskiej zarabia milion dziennie! ). Wyznanie Pieńkowskiej brzmi więc tak od czapy, że aż zabawnie.
Korzystając z okazji dzieli się z czytelnikami tabloidu swoimi informacjami na temat tego, kiedy kryzys dotrze do Polski:
Kryzys, z którego my nie do końca jeszcze chyba zdajemy sobie sprawę, dotrze do nas w połowie roku. Tak przynajmniej prognozuje mój mąż, który zna się na tym lepiej niż ja. Dziwię się, że reagujemy na to mówiąc, że ten kryzys jest wymyślony. Mam przyjaciół w Ameryce. Oni nie sprawdzają tego kryzysu na sobie, ale przyjmują do wiadomości. Mimo że ich stać, to oszczędzają, a a naszym kraju wycieczki w biurach podróży są wyprzedane, ludzie szaleją na wyprzedażach.
Kryzys kryzysem. Spójrzcie - Czarnecki w 1999 roku był lepszy od Brada Pitta. To się nazywa wyprzedzić trend!