Wreszcie. Udało mu się. Janusz Palikot trafił na Pudelka. Już dawno zresztą się na to zanosiło. Tym razem się jednak postarał - na swoim blogu podsumował dwulicowość świątobliwego Kamila Durczoka, walczącego o "najwyższe standardy" w dziennikarstwie i polityce. Okazało się, że w tych standardach mieści się bluzganie gorsze niż na budowie.
Oto świeży wpis Palikota, dopiero co dodany. Celny przekaz. Ciężko nie przyznać mu racji:
A fuj! - powiedziały warszawskie salony, kiedy w telewizyjnym studio zacytowałem kibiców krzyczących na stadionie: "je…ć PZPN!". Gazety pisały, że "przebiłem brutalnością języka Andrzeja Leppera", felietoniści jeździli po mnie jak po łysej kobyle, jakbym zepsuł powietrze w świątyni mediów - wspomina Palikot. Z jednego z niedawnych wywiadów pamiętam wielki grymas na twarzy Kamila Durczoka, zniesmaczonego moimi zachowaniami...
Nie minęło wiele miesięcy... Tenże sam Kamil Durczok jest dzisiaj gwiazdą Internetu, w krótkiej etiudzie odgrywając scenę walki o czystość redakcyjnego stołu. "Nie wku...j mnie", "je...y przerywnik", "upier... stół"... - to fragmenty rozmowy szefa "Faktów" toczonej przy makijażystce. Durczok jest w tej etiudzie sobą, jest prawdziwy, nie gra, nie wie, że jest nagrywany. Zwykle przed kamerami, prowadząc oficjalne rozmowy z gośćmi TVN, składa usta w ciup, nakłada na siebie maskę nobliwego intelektualisty. Ą-ę.. voila... hajlajf... Starannie dobiera słowa, piętnuje chamstwo, często podnosi znaczenie wysokiego poziomu politycznej debaty i w ogóle - polityków... Ale w nagraniu, które robi teraz wielką karierę, Durczok nie sadowi się na wyżynach intelektu, nie jest już ani nobliwy, ani kulturalny - jest żałośnie wulgarny. Prostacki.
To są właśnie te maski, które uwielbiam zdzierać z nadętych bufonów. To jest właśnie ten szczególny poziom zakłamania, sprzeczność między obrazem oficjalnym i nieoficjalnym. Kiedyś Tomasz Lis, teraz Kamil Durczok - obaj z tytułami Dziennikarzy Roku, obaj tak ochoczo zabierający się za piętnowanie złych obyczajów - mogą służyć jako dowód na hipokryzję.
Media, rozjeżdżające mnie za cytat z kibiców, oczywiście biorą w obronę Durczoka. "Fakt" natychmiast dowiaduje się od żony, że "Kamil w domu nie klnie". "Dziennik" tłumaczy, że "przecież wszyscy przeklinamy", a sam bohater wyjaśnia, że "to jest wojna, na wojnie nie ma czasu na dyplomatyczne słownictwo"... I dalej: "ostry język to element dziennikarskiej kuchni"... Poniekąd mamy więc, sugerują dziennikarze, obowiązek rozgrzeszyć telewizyjną gwiazdę, bo gwiazda rzuca kur...mi tylko przy makijażystce i tylko przed wejściem na antenę - na antenie gwiazda jest przecież mistrzem bon tonu. Z anteny poucza, przygania, strofuje. Ale wystarczy zdjąć maskę i...
Następnym razem, panie Kamilu, pogadajmy przed kamerą jak cham z chamem - kończy poseł PO.
Można to lepiej podsumować?