Dopiero co Dariusz Michalczewski doszedł do porozumienia finansowego ze swoją drugą żoną, Patrycją, a już o pieniądze upomniała się poprzednia, Dorota, z którą Michalczewski brał ślub dwa razy.
Darek zapomniał o swoich dzieciach - poskarżyła się prasie. Nie płaci alimentów od kilku miesięcy. Nie mam z nim żadnego kontaktu. Długo żył ponad stan, ale wciąż ma pieniądze. Wydaje mi się, że ukrył je w fundacji.
Na odpowiedź boksera nie trzeba było długo czekać: Ona kłamie - stwierdza kategorycznie, cytowany przez "Fakt". Dostaje co miesiąc pieniądze, od 500 do 1000 euro. Płacę jej tyle, ile mogę - zapewnia Michalczewski, którego majątek tygodnik Wprost szacuje na 70 milionów złotych. Czyżby wcale nie był aż tak bogaty?
Niech ona powie polskim kobietom, że cztery tysiące złotych to nic! Każda chciałaby otrzymywać takie alimenty. Niech sobie przypomni, że po rozwodzie dostała 3,5 miliona euro. Przez pięć lat płaciłem jej 16 tysięcy euro miesięcznie. I jeszcze narzeka!
Dorota, mieszkająca z synami na Florydzie, w myśl orzeczenia sądu powinna otrzymywać właśnie 16 tysięcy euro miesięcznie:
Tyle to nawet prezydent USA nie zarabia - złości się Tiger. Ona jest darmozjadem. W Sopocie na Monciaku ma stumetrowe mieszkanie, które od dwóch lat stoi puste. Nawet nie chce jej się wynająć tego lokalu, a miałaby z tego kilka tysięcy. Ja już nie zarabiam tyle, ile podczas kariery bokserskiej. Jako koordynator w fitness klubie zarabiam dwa tysiące złotych. Nie narzekam, bo jestem szczęśliwym człowiekiem.
Dorota nie daje mi spokoju - narzeka. Ma nieruchomości, jakieś inwestycje, dostała ode mnie mnóstwo kasy, a mimo to chce więcej. Ale nie oskubie mnie już, bo nie ma z czego. Może jak wygram w totolotka to jej coś dam. A teraz niech się weźmie do roboty, bo jest jeszcze młoda**.**
A gdzie jej tyle zapłacą? Ciężko się pogodzić ze stratą statusu materialnego. Nas ciekawi, z czym zostawi go jego obecna partnerka, Basia.