Wszyscy są w szoku po tym, jak Rihanna wybaczyła swojemu chłopakowi-oprawcy pobicie i upokorzenie przed całym światem. Podobno dziewczyna kocha go tak bardzo, że nie wyobraża sobie bez niego życia, a ponowne zejście się pary było tylko kwestią czasu.
Jednak policjanci z Los Angeles twierdzą, że tuż po brutalnym zdarzeniu "Riri" nie była tak wyrozumiała dla swojego chłopaka. Była zdeterminowana, żeby go ukarać, ale także ogromnie roztrzęsiona, a wręcz rozhisteryzowana. Co gorsza, była też zupełnie sama – na posterunek policji pojechała bez nikogo z bliskich, a podstawowej opieki musieli udzielać jej zupełnie obcy ludzie.
Według wstępnych ustaleń, zaraz po pobiciu Rihanna wykonała jeden telefon do swojej asystentki. Do swoich znajomych dzwoniła już z komórki jednego z policjantów, którzy pojawili się na miejscu przestępstwa kilka minut po zdarzeniu.
Nikt nie odbierał jej telefonów, bo dzwoniła z prywatnej komórki jednego z funkcjonariuszy. Była zrozpaczona – mówi informator telewizji E!. Kiedy ktoś w końcu odebrał, to natychmiast się rozłączał. Pewnie myślał, że to jakaś wariatka, bo jedynie histerycznie wrzeszczała i płakała do słuchawki.
Wyobrażacie sobie dziewczynę w tej sytuacji? Wystraszona, roztrzęsiona, bez kogokolwiek, na kim mogłaby polegać. A wszystko przez tego zwyrodniałego faceta, którego na dodatek po niecałych trzech tygodniach przyjęła do siebie, jakby nic się nie stało.