Nie zrozumcie nas źle, lubimy Tomasza Raczka. Jego coming out był miłym medialnym wydarzeniem. Szczerym, spontanicznym i w pewnym stopniu oczyszczającym atmosferę. Wspominamy je tym milej, że odbył się na naszych łamach. Przypomnijmy: Jak zwykle wszystko przez nas...
Niestety, coraz bardziej mamy wrażenie, że Raczek za mocno popłynął. Ok, jest gejem, udwowodnił, że to coś normalnego. Ale powoli robi się z tego jakiś happening. Po uroczystym odebraniu Róży Gali postanowił ze swoim partnerem pójść za ciosem i z pełną medialną pompą, swoimi twarzami wypromować inscenizację jego książki, od której wszystko się zaczęło.
Być może rację miał bodajże Michał Figurski, który w TVN Style z niesmakiem stwierdził, że opowiadanie w mediach o swojej orientacji seksualnej (i to wielokrotne) jest jakimś zdziczeniem, największą żenadą. Rzeczywiście, trudno o coś bardziej prywatnego. Mógłby jeszcze tylko wyznać, jak lubi i jak głęboko. Tomek, nie chcemy tego wiedzieć. Wyluzuj. Już wystarczy.