Daniel Olbrychski uważa, że nie zasłużył na aż tak ostrą krytykę, która spotkała go ze strony syna. Przypomnijmy - z okazji 64. urodzin ojca, Rafał Olbrychski złożył mu na łamach Faktu dość nietypowe
życzenia wszystkiego najgorszego (zobacz: Ojciec zniszczył moje dzieciństwo).
Kmicic był tym podobno bardzo wstrząśnięty: To prawda - zajęty własną karierą, kolejnymi miłostkami i mocno skupiony na sobie, nie był blisko syna - pisze Rewia. Nie uchronił go przed błędami młodości - kontaktem z narkotykami, alkoholem - nie zdawał sobie sprawy, że bunt może zaprowadzić w tak niebezpieczne rejony. Z drugiej strony zawsze go kochał i wspierał. W końcu to, że Rafał Olbrychski jakoś radził sobie w życiu, w dużej mierze zawdzięczał swojemu nazwisku.
I tu chyba dochodzimy do sedna sprawy - wygląda na to, że Rafał uznał, że za to nazwisko należy mu się znacznie więcej. W końcu sam stwierdził kiedyś w jednym z wywiadów: To nazwisko to firma wypracowana przez ojca, trzeba być czujnym, żeby nie dać ciała. I trzeba starać się utrzymać markę na wysokim poziomie.
Dzięki temu, kim są jego rodzice, Rafał dostał kiedyś główną rolę w filmie Kochaj i rób co chcesz. Niestety, zmarnował tę szansę i nie osiągnął już nic więcej. Zaliczał porażkę za porażką, w międzyczasie niszcząc dwa małżeństwa. Musi być naprawdę przygnębiony, skoro chce pociągnąć za sobą na dno całą rodzinę. Przypomnijmy jego pogróżki z wywiadu w Gali (jak to w ogóle brzmi - "grozić rodzinie w Gali"...):
Kiedy sytuacja dojrzeje już do tego, żeby ujawnić, co sięnaprawdę u nas dzieje, to się w mediach zatrzęsie. Ale to jest broń ostateczna, atomowa, która nas wszystkich spali. Moge wyciągnąć zawleczkę i wtedy wszyscy zginiemy.
Prawdopodobnie nie zostało mu już nic poza tym. Spodziewajcie się więc kolejnych odcinków.