Afera z wydaniem nakazu aresztowania Lindsay Lohan przez sąd w Kalifornii zaczyna wyglądać coraz poważniej. Wczoraj wieczorem policjanci szukali jej w domu Samanthy Ronson. Bynajmniej nie po to, żeby uciąć sobie z nią miłą pogawędkę.
Przypomnijmy: w piątek po południu sąd w Los Angeles wydał nakaz aresztowania Lohan. Prawdopodobnie ma to związek ze złamaniem zasad warunkowego zawieszenia kary, jaką wymierzono jej dwa lata temu po tym, jak prowadziła samochód pijana i odurzona narkotykami. Wiadomo, że Lindsay nie stawiła się na obowiązkowym teście na obecność narkotyków i właśnie to może być powodem decyzji sądu.
Kiedy wczoraj wieczorem do domu Samanthy Ronson w Los Angeles, w którym od dłuższego czasu Lohan praktycznie mieszka zapukała policja, obie dziewczyny odmówiły otwarcia drzwi. Mimo, że policjanci deklarowali, że nie chcą aresztować Lindsay, tylko osobiście wręczyć jej wezwanie do stawienia się na posterunku, przerażone kochanki... zabarykadowały się w domu!
Zamknęły szczelnie wszystkie drzwi, nie odpowiadały na wezwania policjantów, a później... zaczęły się kłócić. Podobno (jak zawsze zresztą w ich wypadku) z domu było słychać głośne krzyki i najgorsze wyzwiska. Samantha była wściekła na Lindsay za to, że przez jej lekkomyślność pod domem znalazła się policja i żądne sensacji tłumy paparazzi. Sprowokowana LiLo rzuciła nawet czymś w okno i wybiła je!
Lindsay i Ronson od wczoraj siedzą zamknięte w domu Brytyjki. Ciekawe, jak długo wytrzymają. Kiedyś przecież będą musiały wyjść...