Po wytargowaniu od stacji TVN stawki niewspółmiernie wysokiej do swojej pozycji, Marcin Hakiel najwyraźniej uwierzył, że jest gwiazdą i uznał, że nie musi się przemęczać. W ubiegłą niedzielę wraz ze swoją partnerką, Dorotą Deląg, zajął jedno z ostanich miejsc, cudem unikając konieczności pożegnania się z programem. I 8 tysiącami za odcinek, które dostaje głównie za obecność Kasi na widowni.
Podejście Marcina nie podoba się Dorocie Deląg, która jest dużo bardziej zaangażowana w występy. Cytując klasyka, "gra o życie".
Dorota Deląg jest piękną kobietą, ale sprawia wrażenie dużej na parkiecie - krytykuje w Fakcie Beata Tyszkiewicz (ale klasa!). Może taka kobieta wypada lepiej przy kimś, kto jest bardziej reprezentatywny niż Marcin i trochę wyższy.
Nie chodzi jednak o wygląd Marcina. Deląg jest podobno załamana tym, że Hakiel zostawia ją samą od razu po zakończeniu występu i leci na widownię do czekającej na niego żony. Dorota zostaje sama i nie wie, co ze sobą zrobić.
Dorota jest podłamana - mówi osoba z produkcji show. Sytuacja, w jakiej się znalazła, nie sprzyja skupieniu się na treningach. Kasia wyrzuca później Marcinowi, że to albo za wysoko chwycił Dorotę albo zbyt nisko.