Weronika Pazura udzieliła długiego i szczerego wywiadu Vivie, pismu, na łamach którego jej były mąż ogłosił rok temu, że nigdy nie dała mu prawdziwego szczęścia. Unika wprawdzie otwartego odbijania piłeczki (oficjalnie deklaruje, że mu tego szczęscia życzy) ale w kilku fragmentach sugeruje (a nawet więcej - stwierdza), że ma do niego żal. Wyraźnie widać, że czuje się trochę wykorzystana.
- Słowo "egoizm" w ukraińskim alfabecie jest na ostatnim miejscu. W Polsce można sobie pozwolić na zdrowy egoizm i traktowane jest to jako wyraz naturalnej troski o siebie. Uczyłam się, rozwijałam, aż w końcu zrozumiałam, że za dużo biorę na siebie. - wspomina.
- A potem miałaś pretensje do mężczyzny, że on na to pozwala?
- Chyba nie pretensje, bardziej podświadomy żal. Słusznie. Mężczyzna nie może pozwolić, by jego kobieta stawała się robotem wielofunkcyjnym.
- Wróćmy więc do przeszłości. Czy to oznacza, że dziś nie podjęłabyś się wychowywania dziecka swojego męża?
- To oznacza tylko tyle, że miałabym dziś inne podejście i oczekiwałabym innego podejścia i traktowania.
Trudno się dziwić - przez wiele lat wychowywała córkę Cezarego z poprzedniego małżeństwa, rezygnując z własnego dziecka. Poświęcała się dla niego, czekała cierpliwie na swoją kolej, a teraz Czarek po krótkim romansie zapłodnił młodą kochankę. I obnosi się z tym na łamach prasy. To musi boleć.