Kevin Federline zawsze narzekał na to, że jest określany mianem "Pan Britney Spears". Teraz wygląda na to, że pewnie jeszcze nie raz zatęskni za tym przydomkiem.
Fed-Ex, jak teraz nazywa się go w zachodnich mediach, musiał najwyraźniej zacząć oszczędzać, bo widziano go niedawno, jak kupował bieliznę w hipermarkecie Wal-Mart. Nie jest to raczej w sklep, do którego zwykły chodzić gwiazdy. To tak, jakbyście zobaczyli którąś z naszych rodzimych sław w kolejce w Lidlu.
Poza tym okazuje się, że Federline podczas swojej trasy koncertowej nie nocuje w ekskluzywnych hotelach, a w tanich przydrożnych motelikach. Jakiś czas temu pisaliśmy o wymaganiach gwiazd jakie stawiają organizatorom swoich koncertów (zobacz: Kaprysy gwiazd)
. Kevin zdecydowanie nie należy do tego typu muzyków. Jedynie czego wymaga od organizatorów swoich występów to kilka puszek Coca-Coli, czyste ręczniki, chipsy, chleb, żółty ser i... garderobę w której można zamknąć się od środka.
Kevin i jego kumple nie zostali też niedawno wpuszczeni na ekskluzywne przyjęcie urodzinowe Seana Combsa. Ostatnimi czasy tego typu odmowy zdarzały się nawet Paris Hilton, ale w przypadku Kevina bramkarzom chodziło o jego strój - biały dres i czapkę z daszkiem.
W tej sytuacji Kevin i jego ekipa kupili butelkę Jacka Danielsa, którą opróżnili w jakiejś spelunie w towarzystwie przypadkowych dziewczyn. Spędzili w lokalu prawie całą noc i około czwartej nad ranem zostali wyproszeni przez obsługę.