To było nieuniknione. Problemy osobiste Artura Boruca przełożyły się w końcu na jego grę. To właśnie jego fatalną obroną bramki podczas meczu naszej reprezentacji z Irlandią Północną tłumaczy się sromotną przegraną Polaków. Beenhakker ogłosił już, że Boruc nie zagra w środowym meczu z San Marino. Podobno piłkarz jest załamany, dlatego selekcjoner nie chciał go trzymać na zgrupowaniu kadry w Tychach.
To wpisuje się w jego złą passę. W jej wyniku cały czas spada jego wartość rynkowa. Jeszcze niedawno był wyceniany na 10 milionów funtów, a dziś nie może liczyć nawet na 4-milionowy transfer.
- Latem po Boruca sięgnie angielski Newcastle United. Szefowie "Srok" podobno dogadali się już i z bramkarzem i z Celtikiem Glasgow - pisze Sportfan.pl. Szokuje nie sam fakt przeprowadzki Boruca do Anglii, a kwota, jaką ma zapłacić Newcastle. Kluby ustaliły kwotę transferu na poziomie... 4 mln funtów.
Wartość rynkowa Boruca spadła na łeb na szyję. Latem ubiegłego roku wyceniano go na ponad 10 mln funtów. Celtic wpisał nawet w kontrakt klauzulę, że bez zgody szefów klubu Polak nie może nigdzie odejść za mniej niż właśnie owe 10 mln. Teraz 4 mln funtów... A będzie pewnie jeszcze taniej. Szefowie Celticu i Newcastle rozmawiali przecież jeszcze przed "popisem" Polaka w Belfaście. Na 100% Anglicy będą w tej sytuacji chcieli zbić cenę. Do 3 mln funtów? Całkiem realne.
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od romansu z Mannei... Jak sądzicie, czy gdyby Boruc nie zaangażował się emocjonalnie w porzucanie rodziny, byłby dziś w lepszej formie?