Kilka dni temu pisaliśmy, że Britney Spears, podczas jednego ze swoich ostatnich koncertów przerwała występ na dobrych kilkanaście minut. Jak ogłosił później menedżer gwiazdy, przyczyną takiego zachowania piosenkarki był unoszący się w powietrzu zapach marihuany. Dopiero po 40 minutach Spears wróciła do skandującej publiki i dokończyła show.
Z powodu braku jakiegokolwiek ogłoszenia w chwili przerwy kilkuset fanów opuściło miejsce koncertu, myśląc, że ten został odwołany. Gdy okazało się, że stracili ponad połowę od dawna wyczekiwanego show, postanowili pozwać swoją idolkę. Dziś dobrze zorganizowana grupa fanów (już chyba byłych) żąda zwrotu pieniędzy za bilety, dojazd i nocleg.
Ponieważ organizator imprezy odmówił zapłaty odszkodowania i stwierdził, że występ został przerwany nie z jego winy, oskarżenia zostały skierowane przeciwko Spears. Byli miłośnicy Britney wzięli sprawy w swoje ręce i założyli stronę internetową, gdzie agresywnie krytykują gwiazdę. Twierdzą, że nie mają zamiaru być wykorzystywani i planują udać się z pozwem do sądu.
Reakcja prawników Spears była natychmiastowa i już wiadomo, że piosenkarka planuje "spłacić" niezadowolonych fanów darmowymi biletami na kilka kolejnych koncertów. Organizatorzy akcji odzyskania kosztów zapowiedzieli, że nie dadzą się tak łatwo spławić i zamierzają walczyć o jak najwyższe odszkodowanie.