Synowie Dariusza Michalczewskiego z pierwszego małżeństwa z Dorotą nie potrafili pogodzić się z czwartym ślubem ojca. Stąd Michalczewski wyprowadził wniosek, że był dla swoich synów... za dobry.
Byłem dla chłopaków idolem - mówi tygodnikowi "Świat i Ludzie". Traktowali mnie jak kumpla. Mieliśmy świetne relacje, o wszystkim rozmawialiśmy. I nawet ostatnie wakacje spędziliśmy we czworo. Poznali Basię. Ale później znowu coś się zepsuło. Głównym powodem nieporozumień są sprawy finansowe. Mama ich wychowywała, a ja rozpieszczałem. Zarabiałem kasę i wydawałem ją na nich. Mieli wszystko, co tylko chcieli. Dzisiaj wiem, że to nie jest najlepszy sposób wychowawczy, ale wtedy chciałem nadrobić ten brak czasu dla nich, bo ja przecież nie schodziłem z ringu. Chciałem jak najlepiej. Nie wyszło. Oni jeszcze nie dorośli do tego, żeby ich tata mógł mieć swoje życie. Bardzo ich kocham, ale boli mnie to, że nasze relacje układają się tak różnie.
Michalczewski skorzystał z okazji, by dać do zrozumienia, że jego wystawny ślub to nic takiego i odbył się właściwie za darmo. To znaczy na koszt sponsorów:
Mam dużo przyjaciół, których zapraszałem na walki i na imprezy. Zajmowali miejsca w pierwszych rzędach. Teraz chcą mi się odwdzięczyć. Jeden z nich zasponsorował mi karetę, którą jechaliśmy do ślubu. Inni proponują nam wakacje, zapraszają. Ślub kosztował mnie ciężkie walki, to wszystko, co do tej pory zrobiłem. To jest ta cena.
To chyba wzmianka specjalnie na ukojenie nerwów poprzednich żon, które Tiger zapewnia, że nie ma ani grosza.