Kinga Rusin uznała, że lepiej wydawać pieniądze banku niż własne. Jak podaje Na żywo prezenterka jest właścicielką 400-metrowej willi w Wilanowie, 200-metrowej w Konstancinie i 150-metrowego apartamentu na Mokotowie.
Na ten ostatni wzięła kredyt. I to był błąd. Trzeba było sprzedać któryś z domów na górce cenowej i za te pieniądze kupić mieszkanie. Niestety, Kinga nie chciała czekać, domu (po wymarzonej przez nią cenie) sprzedać się już nie da, a na mieszkanie wzięła kredyt we franku. Po 2,17 zł. Apartament kosztował ją... 2,5 miliona. Jeżeli wzięła kredyt na całość (a to wbrew pozorom możliwe), ma obecnie do spłacenia już ponad 3,3 miliona.
Oczywiście Rusin nie głoduje. Oprócz pensji z TVN na jej zarobki składa sie dochód z dwóch firm, których jest współwłaścicielką. Same alimenty od byłego męża Tomasza Lisa wynoszą 20 tysięcy złotych miesięcznie. Ale Kinga uważa za stosowne wyżalić się tabloidowi: Gdy podpisywałam umowę z bankiem, frank kosztował 2,17 - mówi w Na żywo. Teraz mocno skoczył do góry. Kredyt zaciągnęłam na zakup nieruchomości, mam go spłacić w ciągu 30 lat. Liczę na to, że w tym czasie sytuacja zmieni się na tyle, że nie będę musiała martwić się gigantyczną stratą.
Współczujemy. Ale tak to bywa, jak chce się mieć i dom i apartament za 2 bańki. I to na kredyt.