Można nie lubić Joli Rutowicz, ale jedno trzeba jej przyznać - jest osobą, która po wejściu do show-biznesu praktycznie w ogóle się nie zmieniła. Nadal jest tania, brzydka, opala się na spaloną frytkę, ubiera w sex-shopie i używa najtańszych błyszczyków. Nasz czytelnik, który spotkała ją niedawno w jednym z centrów handlowych w Northampton pod Londynem wspomina, że Jolka nie zmieniła też innych swoich przyzwyczajeń. A może ma problemy finansowe? W każdym razie wykazała się godną pochwały oszczędnością.
Z ciekawości wszedłem do sklepu, w którym była, towarzyszyła jej koleżanka - opisuje. Zupełne przeciwieństwo Jolanty. Szara mysz w płaszczu, okularach, z plecakiem. Kupowała sobie buty na szpilce, bardzo wysokiej. Wszedłem do sklepu, a ona sprzedała mi takie spojrzenie, od góry do dołu, jakby była gwiazdą. Ale najważniejsze - targowała się o buty, które kosztowały 20 funtów. Błagała sprzedawcę o rabat, niemalże na kolanach. Wspominała też, że spieszy się na samolot do Polski.
A mówiła, że "to ludzie mają kryzys nie ja". Może jednak jest człowiekiem?