Na początku kwietnia w prasie brukowej pojawiła się plotka jakoby producenci hiszpańskiego odpowiednika Tańca z gwiazdami wprost zabijali się o udział Rafała Maseraka (zobacz: Zatańczy w hiszpańskim "Tańcu z gwiazdami"?!). Oczywiście nic z tego nie wyszło. To nie dziwi w przypadku Rafała, który wybija się na szczyt rankingu nieudaczników polskiego show-biznesu.
To ewidentna strata dla ojczyzny flamenco - grzmi oburzony Fakt. Nie dość, że nie zobaczą tańca na wysokim poziomie, to jeszcze tamtejsze kobiety nie będą mogły podziwiać naszego przystojniaka. Można powiedzieć, że Hiszpanie popełnili ogromny błąd odrzucając kandydaturę Maseraka. To nie byle kto, tylko trzykrotny wicemistrz Polski w tańcach latynoamerykańskich i standardowych, zwycięzca i finalista wielu turniejów zagranicznych, artysta, który ma najwyższą klasę międzynarodową "S". I kraj, który jest ojczyzną takich tańców jak pasodoble, tego nie docenił!
Oburzenie chyba trochę na wyrost... Menedżer tancerza, Sebastian Bandyk, próbuje przekonać wszystkich, że fiasko negocjacji nie ma nic wspólnego z osobą tancerza, tylko wynika z okoliczności obiektywnych: Udział gościa z zagranicy to dla organizatorów dodatkowe koszty, i to niemałe. Trzeba płacić nie tylko honorarium, ale i za kilkumiesięczne zakwaterowanie - tłumaczy.
Podejrzewamy, ze gdyby go rzeczywiście było warto, to jakoś by odżałowali te kilka tysięcy euro.