Pogłoski o ciemnoskórym Bondzie pojawiają się w mediach już od czasu pierwszej części cyklu, w której wystąpił Daniel Craig. Aktor odnowił wizerunek agenta 007 i z wymuskanego gogusia zrobił twardziela ze złamanym sercem. Producenci i scenarzyści poważnie rozważają kolejny przewrót w konwencji filmów o słynnym szpiegu. Zainspirował ich chyba sukces Baracka Obamy...
Rozpoczęto już poszukiwania ciemnoskórego aktora. O rolę ostro rywalizują trzej gwiazdorzy: Will Smith, Jamie Foxx i... Puff Daddy. Cała trójka prześciga się w zapewnieniach, że doskonale nadają się do roli brytyjskiego twardziela. Will Smith w rozmowie z dziennikarzami bez cienia skromności stwierdził, że jego nazwisko zapewniłoby kolejnej części pierwsze miejsce w każdym rankingu. Aktor wypowiedział się także o swoich głównych rywalach:
Puff już teraz prowadzi życie jak Bond i zapewne zagrałby niezłego podrywacza. Panienki niesamowicie na niego lecą. Natomiast Foxx to kawał twardziela. W jego wydaniu James mógłby być takim trochę gangsterem. Ja zaś sprawię, że film będzie zabawny i doskonale się sprzeda.
Smith zapewniał, że ma już w doświadczenie w graniu tajnych agentów. W końcu wystąpił w Facetach w czerni i wie jak grać w filmach akcji. Menedżer gwiazdora przekonuje dziennikarzy, że Will ma największe szanse na dostanie roli Bonda.
Wyobrażacie to sobie? Jesteśmy w stanie przeżyć jeszcze Bonda-Puffa Daddy'ego i Bonda-Foxxa. Ale Bond-scjentolog?! Nic dziwnego, że fani serii głośno protestują.