Jarka Jakimowicza nie można już chyba nawet nazwać gwiazdą. To po prostu człowiek ze znaną twarzą. Od czasu Joli Rutowicz nie kojarzącą się zbyt pozytywnie.
A dodajmy dla sprawiedliwości, że nie zawsze było tak źle. Przez wiele lat był właścicielem całkiem znanego baru w centrum Warszawy. Wyglądało na to, że nieźle zarabia na swojej popularności z lat 90-tych. Tym bardziej dziwi, że aż tak zaniedbał interesy i skończył w Big Brotherze.
Jarek wciąż udaje jednak, że jest rekinem show-biznesu. Nasz informator donosi, że od dłuższego czasu regularnie "lansuje się" w jednej z łódzkich restauracji. Za każdym razem przychodzi tam z inną kobietą lub kilkoma znajomymi i... udaje, że jest tam drugi raz w życiu. Naprawdę - komedia.
Zawsze bardzo stara się zwracać na siebie uwagę wszystkich gości i całej obsługi. Przychodzi do nas regularnie, ale zawsze powtarza się ta sama szopka - opisuje nasze źródło. Mamy ścianę, na której wieszamy zdjęcia sławnych osób, które u nas jadają. Jakimowicz zawsze leci pokazywać swoim wybrankom, że wisi tuz obok Pudziana, Dody i Ani Przybylskiej. Za każdym też razem wychodzi na środek sali i niemal krzyczy, aby każdy go zauważył: Gdzie ma siadać? Gdzie toaleta? Gdzie można dolać sobie napoju? A przecież doskonale wie co i jak. Ze strony pracowników widać brak zainteresowania jego popisami, wręcz niechęć do obsługiwania go. Jakiś miesiąc temu był u nas z inna kobietą, brunetką, tęższą, niż na zdjęciu w waszym ostatnim artykule.
Dziwny facet, naprawdę. Czy bycie znanym musi aż tak *wyniszczać intelektualnie? *