Amy Winehouse od kilku miesięcy przebywa na karaibskiej wyspie St. Lucia. Gwiazda nadal utrzymuje, że w niedalekiej przyszłości chce się na stałe tam przeprowadzić. W podzięce za ciepłe powitanie, piosenkarka postanowiła wziąć udział w festiwalu jazzowym, który co roku odbywa się na wyspie. Jak się można było spodziewać, Amy wtoczyła się na scenę odurzona narkotykami i alkoholem. Wybełkotała coś do mikrofonu, po czym efektownie stoczyła się ze sceny.
Występ miał być wielkim powrotem Winehouse na scenę. Od kilku miesięcy Amy była zajęta głównie piciem, ćpaniem i sypianiem, z kim popadnie. Tuż przed występem gwiazda wylądowała w szpitalu z powodu odwodnienia, ale lekarze zapewniali, że ogólnie stan jej zdrowia jest lepszy. Menedżer piosenkarki obiecywał fanom cuda i utrzymywał, że Winehouse odzyskała także swój charakterystyczny głos. Były to tylko czcze obiecanki.
Zapominała tekstów piosenek, co chwilę bełkotała coś do mikrofonu – powiedział dziennikarzom jeden z zawiedzionych widzów. Miała problemy, żeby utrzymać się na nogach. Ludzie zaczęli buczeć. Wrzeszczała, że mamy spialać* i stoczyła się ze sceny po 20 minutach koncertu.
Rzecznik prasowy Amy winę za przerwanie koncertu zrzucił na… silny deszcz.