Kilka dni temu pisaliśmy o trochę za głośnej parapetówce Paris Hilton. Goście gwiazdy zdemolowali całe osiedle i zniszczyli samochody sąsiadów. Wygląda na to, że ludzie mieszkający w pobliżu dziedziczki jeszcze długo nie zaznają spokoju. Paris czuje się właścicielką całej okolicy i nie zamierza dostosować się do podstawowych wymogów przyzwoitości. Prawdziwy popis dała wczorajszej nocy.
Około pierwszej w nocy pod nowym domem Paris pojawili się policjanci. Funkcjonariuszy wezwali zaniepokojeni sąsiedzi. Ponoć dziedziczka i jej facet, Doug Reinhardt, kłócili się tak głośno, że całe osiedle nie mogło spać. Kilkoro świadków twierdziło później, że bali się, że może dojść do rękoczynów. Z zeznań wynika, że kłótnia między kochankami zaczęła się jeszcze na imprezie, na której byli kilka godzin wcześniej.
Hilton odmówiła wpuszczenia funkcjonariuszy, którzy pojawili się pod bramą jej willi. Dopiero gdy ci przeskoczyli przez płot, otworzyła drzwi i obiecała, że się uspokoi. Nie zgodziła się jednak, aby jej chłopak rozmawiał z funkcjonariuszami. *Myślicie, że mu przyłożyła? *