Okazuje się, że kompromitacja Tomasza Kammela, specjalisty od cudzego wizerunku, który nie potrafił poradzić sobie ze swoim własnym, nie zraził zleceniodawców. Nadal są firmy skłonne zatrudniać byłego prezentera, żeby opowiedział, jak porozumiewać się z mediami (mimo że sam w obliczu kłopotów wyłączył po prostu telefon i zaszył się w domu - do tego nie trzeba chyba szkoleń).
Jak donosi Fakt, kilka dni temu Kammel wystąpił jako gość specjalny na konferencji poświęconej funduszom emerytalnym. Mówił głównie o sobie.
Pan prezes poprosił mnie, abym opowiedział, jak budowałem swoją karierę telewizyjną. Proszę, przejdźmy do pierwszego slajdu. Oto nagłówek w bulwarówce: "Dzikie bestie rozszarpują aligatora." W ten sposób postanowiłem skomentować ostatnie doniesienia prasy odnośnie mojej osoby. Od razu przychodzi mi na myśl mój ulubiony cytat, którego autorem jest Mark Twain: "Pogłoski o mojej śmierci, są grubo przesadzone".
Pewniaczek... Jak twierdzi tabloid, skompromitowany prezenter wprost tryskał humorem. To dość zaskakujące, zważywszy, że właśnie w tym momencie interesuje się nim ABW, a narzeczonej Kasi Niezgodzie grozi nawet 10 lat więzienia. Ale być może jej problemy to już nie jego problem...
Jestem chłopakiem z prowincji. Kocham tę moją prowincję – przekonywał o swojej skromności pochodzący z okolic Jeleniej Góry prezenter (przypomnijmy - jego mama nadal tam mieszka, żyje za 800 złotych emerytury w nieogrzewanym domu). Wydawało mi się, że nie dam rady dostać się do telewizji bez żadnej protekcji. Ale postanowiłem, że dotrę tam dzięki dzikiej, obsesyjnej determinacji. A to ludzie kupują. I to kupują zawsze i wszędzie. Czasem potrzebny jest ktoś, kto cię kopnie w cztery litery.
Taką osobą jest mój ojciec i najbliższy przyjaciel. Kiedy miałem wątpliwości, czy powinienem jechać do Warszawy, mówił mi: "Czy chcesz być księciem prowincji? Czy może jednak pojedziesz do Warszawy i coś tam zrobisz?" Trzeba zawsze realizować marzenia. Ja na przykład zawsze marzyłem o porsche. Tylko błagam was, nie kupujcie go przed trzydziestką, bo wtedy, nie ma takiej zabawy - tłumaczył sprzedawcom ubezpieczeń emerytalnych.