Kilka dni temu roczny synek Kasi Kowalskiej upadł podczas prób samodzielnego chodzenia i boleśnie uderzył się w główkę. Piosenkarka, posądzana przez znajomych o nadopiekuńczość wobec dwójki swoich dzieci, natychmiast zawiozła go do szpitala i zażądała, żeby poddano go serii badań, by wykluczyć wstrząs mózgu. Po badaniach lekarze uspokoili Kowalską i odesłali wraz z synkiem do domu, ale piosenkarka postanowiła przełożyć planowane na następny dzien zajęcia i nie odstępować dziecka na krok.
Odwołała podpisywanie płyt w centrum handlowym w Rybniku, tłumacząc się problemami zdrowotnymi dziecka. Zjawiła się dopiero na konferencję prasową i koncert, po którym natychmiast wróciła do domu.
Jak donosi Na żywo, Kowalska równie troskliwa jest wobec starszej córki, 12-letniej Oli, którą zamierza zabrać ze sobą na opolski festiwal. Ponieważ córka ma jej towarzyszyć bez przerwy, a piosenkarka bardzo się boi o jej bezpieczeństwo, zażądała od organizatorów ochrony złożonej z... sześciu dwumetrowych mężczyzn z bronią.
Kaśka zawsze wyglądała nam na lekką paranoiczkę, ale żeby aż sześciu? Chyba nawet Tusk nie chodzi z taką obstawą.