Jak pisaliśmy niedawno Jola Rutowicz została zaangażowana, by swoją twarzą i spalonym w solarium ciałem reklamowaćtargi erotyczne. Za jedyne 80 tysięcy złotych i ferrari do dyspozycji Jola zgodziła się zostać końską twarzą jednego z pawilonów. Jej służbowe obowiązki obejmowały między innymi przechadzanie się po terenie warszawskiego lotniska Bemowo w stroju składającym się głównie z czarnego lateksu i czegoś w rodzaju pajęczyny naciągniętej na tułów.
Na nogach Jola miała kabaretki o gigantycznych oczkach i sięgające za kolana buty. Nie rozumiemy oburzenia Faktu, który pisze, że wyglądała "tandetnie i obscenicznie". A jak miała wyglądać? Przecież inaczej nie potrafi.
Kreacje Jolanty również sporo kosztowały - pisze tabloid. Od organizatorów imprezy Rutowicz dostała kartę kredytową, z którą pojechała do Londynu, by wybrać "odpowiednie" stroje. W jeden dzień wydała na Wyspach 10 000 złotych.
To akurat chyba nie sztuka. Szkoda tylko, że znów wyrzuciła pieniądze w błoto.