Weronika Rosati udzieliła kolejnego przesłodzonego wywiadu Vivie (który to już z kolei?). Na 13 stronach opowiada razem ze swoją mamą o sobie, swoim życiu i problemach. Tym razem wyjątkowo ciężko przez to przebrnąć - czyta się to jak jakiś PR-owy bełkot. Profesjonalna miłość matki do córki, okraszona sesją zdjęciową w hotelu i podana w kiosku za 5,90 zł.
Dowiadujemy się między innymi, że Weronika postanowiła zostać gwiazdą, "żeby oni wszyscy [znajomi ze szkoły] czuli się głupio". Czy rzeczywiście się udało? Śmiemy wątpić. Rosati podkreśla, że zdobyła już sławę absolutną i stała się "publiczną własnością". Oczywiście narzeka - nie tak miało być:
Stałam się kawałkiem publicznej własności. Czymś, bo już nie osobą - podkreśla. Chyba każdy artysta by się tym martwił.
Spodobał nam się jednak inny fragment. W ferworze autopromocji aktorka zapewniła, że... wcale się nie promuje i nie stosuje PR-u (czego dowodem jest właśnie ten 13-stronicowy wywiad) i "nie prowadzi kariery":
Zawsze idę swoją, trudną drogą. PR nie jest moim priorytetem. Nie prowadzę kariery, bo moją jedyną ambicją jest być dobrą aktorką.
Zaraz, zaraz... czyżby sama zapomniała już o Rankingu gwiazd, w którym się skompromitowała? Czy właśnie tam realizowała swoje "ambicje bycia dobrą aktorką"?
Tyle właśnie jest warte to całe nadęte gadanie gwiazdek w kolorowej prasie: