Od prawie siedmiu lat nieubłaganie ciągnie się afera z Kazimierzem Kaczorem. W 2002 roku aktor został oskarżony o narażenie Związku Artystów Scen Polskich, którego był prezesem, na wielomilionowe straty. Z powodu poważnego zaniedbania los instytucji wisiał na włosku. Udało się ją uratować jedynie dzięki pomocy państwa. Czyli to my wszyscy zapłaciliśmy za jego błędy.
Sprawę do prokuratury zgłosił aktor Olgierd Łukaszewicz, który zastąpił Kaczora na stanowisku prezesa ZASP-u. Oskarżenie zajęło się sprawą defraudacji ogromnej sumy, która zniknęły z konta związku. Późniejsze dochodzenie wykazało, że źle zainwestowano aż 9 milionów złotych.
Kazimierz Kaczor nie przyznał się do winy i utrzymywał, że o niczym nie wiedział. Twierdził, że 9 milionów zniknęło z konta ZASP-u po tym, jak główny księgowy bez wcześniejszych konsultacji kupił obligacje Stoczni Szczecińskiej. Na ławie oskarżonych, oprócz aktora, zasiądzie również księgowy oraz Cezary Morawski, ówczesny skarbnik.
Proces długo nie mógł dojść do skutku. Pierwszą przeszkodą były zmiany w składzie sędziowskim, potem problemem okazała się nowelizacja ustawy i przeniesienie sprawy z sądu okręgowego do rejonowego. Obecnie proces prawny ponownie ruszył i najprawdopodobniej Kaczorowi grozi do trzech lat pozbawienia wolności.