Przez ostatnie miesiące kariera Linday Lohan tkwiła w martwym punkcie. Wydawało się, że nie może być już ani lepiej, ani gorzej. Jednak po rozstaniu z Samanthą Ronson gwiazda stoczyła się na samo dno. Nie tylko wróciła do picia i ćpania, ale ponownie zaczęła kraść. Po głośnej niegdyś sprawie wyniesionego z nocnego klubu futra przyszła kolej na znacznie poważniejsze problemy. Lohan jest oskarżona o kradzież biżuterii wartej 50 tysięcy dolarów.
Dwa lata temu podczas sesji zdjęciowej do magazynu dla nastolatek Lindsay pożyczyła diamentowe kolczyki, naszyjnik i dwa pierścionki. Oczywiście nie zamierzała oddać zdobyczy i po zakończeniu współpracy przestała odbierać telefony od wydawcy.
Przez cały czas trwania zdjęć pytała, czy może zatrzymać biżuterię. To była bardzo droga, wykonana na zamówienie kolekcja. Myśleliśmy, że żartuje – powiedział dziennikarzom jeden z fotografów. Potem dowiedziałem się, że Lohan kradła regularnie podczas innych sesji zdjęciowych. Teraz już rozumiem, czemu firma Louis Vouitton odmówiła angażowania jej do sesji.
Dowiedziałem się, że gdy dla nich pracowała próbowała wynieść kilka ubrań w torebce – dodaje. Przyłapała ją jedna z asystentek i odebrała większość rzeczy. Później okazało się, że Lindsay zabrała bardzo drogą koszulę i kilka drobnych dodatków, które ukryła pod własnym ubraniem.
Po dwóch latach proszenia o zwrot biżuterii brytyjski magazyn zdecydował się pozwać Lohan do sądu. Do tej pory pozycja aktorki sprawiała, że konflikt był mniej opłacalny niż odzyskanie utraconej własności. Okradziona firma zamierza jednak ukrócić postępowanie byłej gwiazdy. Trzymamy kciuki.