To już koniec procesu w sprawie grożenia śmiercią i pobicia Rihanny przez Chrisa Browna w lutym tego roku. Piosenkarz początkowo utrzymujący, że jest zupełnie niewinny, przyznał się podczas wczorajszej rozprawy do zarzucanych mu czynów. Cóż, łatwo kłamać w tabloidach, ale trudniej pod przysięgą.
Chris nie pójdzie za kratki. Została mu wymierzona kara robót publicznych. Kochający luksus i lans raper przez sześć miesięcy będzie musiał wykonywać niezbyt przyjemne prace, takie jak sprzątanie, czyszczenie ciężarówek i dbanie o trawniki - po osiem godzin darmowej pracy dziennie przez 180 dni. Dodatkowo ma zakaz zbliżania się do Rihanny na odległość 45 metrów.
Oprócz tego dostał nadzór kuratora sądowego i musi się stawiać w sądzie raz na trzy miesiące. Obowiązkowo weźmie udział w rządowym programie zwalczającym przemoc domową. Za złamanie któregokolwiek z zakazów grozi mu do czterech lat więzienia.
Przewodzący sprawie sędzia oświadczył, że Brown został potraktowany bez taryfy ulgowej, tak jak każdy inny oskarżony - donosi informator obecny na sali sądowej. W momencie odczytywania wyroku Rihanna była obecna w sądzie, ale na salę rozpraw weszła dopiero po wyprowadzeniu Browna.
Nie dziwimy się, że nie chciała go widzieć. Miała do tego pełne prawo.
Uważacie, że wymierzona Chrisowi kara jest sprawiedliwa? Za to, co jej zrobił?