Znany gentelman Kamil Durczok nie widzi w swoim zespole miejsca dla Hani Lis. Zapytany o to w wywiadzie z Dziennikiem wykręca się dyplomatycznie, ale nie pozostawia złudzeń - nie chce w swoim zespole kogoś, kto mógłby mu zagrozić. Trudno mu się zresztą dziwić.
- Zadzwoni pan do Hanny Lis, która straciła posadę w "Wiadomościach" z propozycją pracy w "Faktach"? - pyta Dziennik.
- Mamy świetny zespół. Kompletny pod każdym względem. Nie mam problemu z zapewnieniem obsady prezenterskiej na najwyższym poziomie i dlatego nie zadzwonię do Hanny Lis z propozycją pracy, abstrahując od tego, czy ona sama w ogóle by tego chciała.
Nie wiem, jak się współpracuje z Hanną Lis, ale na tym polega siła osobowości telewizyjnych, że są to często ludzie o niełatwym charakterze, niekoniecznie przytakujący przełożonym - tłumaczy dalej. To jest smutne, że TVP pozbyła się całej plejady nazwisk.
Sądzimy, że jest jeszcze jeden powód, dlaczego taka współpraca byłaby wykluczona. To osobista niechęć męża Hani do Kamila i odwrotnie. Tomasz Lis zaatakował kiedyś bardzo nieelegancko Durczoka, sugerując zdaje się że nie zna języków obcych. To było pewnie w ramach dbania o najwyższe standardy dziennikarstwa.
Przy okazji, w tym samym wywiadzie w Dzienniku Durczok postanowił zażartować z tego, jak opieprzał w studio Faktów pana Rurka:
- Pan w ogóle ogląda "Wydarzenia"?
- Raczej nie, bo w tym czasie zajmuję się sprawdzaniem czystości stołu.
Szkoda, że zabrakło mu podobnego poczucia humoru, gdy walczył z internautami i kazał kasować wszystkie kopie nagrania z YouTube'a i Wrzuty. Taki właśnie z niego "luzak"...