Znanych jest coraz więcej szczegółów związanych z niespodziewaną śmiercią Michaela Jacksona. Potwierdzają się przypuszczenia o przedawkowaniu silnego środka przeciwbólowego, podobnego składem i działaniem do morfiny, demerolu. Piosenkarz był od niego wręcz uzależniony, przez lata przyjmował coraz większe dawki. Jak podaje serwis TMZ, wiele wskazuje na to, że *ostatni zastrzyk demerolu mógł spowodować tragedię. *
Został on podany przez osobistego lekarza (tego, którego szuka policja) na trzy godziny przed śmiercią Jaksona, ok. 11.30 czasu miejscowego. Krótko po tym wezwano karetkę do nieprzytomnego i nie dającego oznak życia wokalisty.
Świadkowie cytowani przez TMZ przyznają, że uzależnienie Michaela od tego syntetycznego narkotyku przybrało w ostatnich latach straszliwe rozmiary. Zastrzyki z demerolu zwykł nazywać "koktajlami życia", bez których faktycznie nie mógł się już obejść. Jednocześnie nie wyzbył się panicznego lęku przed strzykawkami, więc podawanie leku spoczywało na poszukiwanym lekarzu, Conradzie Murray'u.
Postać tego ostatniego robi się coraz bardziej tajemnicza. Okazuje się, że facet zrezygnował z pracy 11 dni temu, informując swoich pacjentów o likwidacji praktyki lekarskiej w specjalnym liście. Policja twierdzi, że może mieć to bezpośredni związek ze sprawą.