Po śmierci Michaela Jacksona na wierzch wypływają największe brudy jego życia. Każdy chce dołożyć swoje pięć groszy do historii o odejściu Króla Popu. Wyobraźnię najbardziej pobudzają doniesienia o dzieciach piosenkarza.
Przez wiele lat utrzymywał on, że jest biologicznym ojcem Prince'a Michaela, Paris i "Blanketa". Według ostatnich informacji zdobytych przez dziennikarzy piosenkarz mijał się z prawdą. I to bardzo. Magazyn TMZ podaje, że ani Michael, ani Debbie Rowe (ponoć matka dwójki najstarszych pociech) nie są biologicznymi rodzicami dzieci. Cała trójka pochodzi z zapłodnienia in vitro od innych dawców.
TMZ donosi, że "Blanket", najmłodszy syn Jacksona, został zabrany od nieznanej do tej pory z imienia i nazwiska matki trzy dni po porodzie. Kobieta nie wiedziała, komu oddaje noworodka. Tygodnik US Weekly pisze w swoim nowym wydaniu, że dawcą spermy przy dwóch pierwszych zabiegach był lekarz Jacksona, Arnold Klein. W jego klinice dermatologicznej pracowała swego czasu Rowe.
To on jest ojcem - donoszą informatorzy. Debbie i Arnold podpisali kontrakt, w którym przyrzekli, że nigdy nie wyjawią prawdy.
Tymczasem amerykańskie media podają, że Jackson nigdy nie adoptował trójki swoich dzieci. Był przekonany, że nikt nie będzie chciał ich mu odebrać, dlatego zrezygnował z zajmowania się papierkową robotą. Gdyby tylko wiedział, co się teraz dzieje…
Jeżeli te rewelacje okażą się prawdą, batalia sądowa o prawo do opieki nad trójką dzieci i podział majątku będą trwały jeszcze dłużej, niż spodziewano. Trudno jednak przewidzieć, czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy. Większość bliskich i współpracowników Jacksona będzie chciało przecież ukroić kawałek z tego tortu, jaki po sobie zostawił, nawet z długami.
Zresztą, przyjrzyjcie się sami: *do kogo bardziej podobny jest Prince Michael i Paris? *