Artur Boruc w końcu znalazł doskonałe wytłumaczenie swoich porażek na boisku i w życiu. W wywiadzie opublikowanym na łamach Rzeczpospolitej wyznał, że całą winę za jego upadek ponosi nie alkohol i romanse, ale... żona i teściowa. Bramkarz twierdzi, że wyjątkowo zła forma, jaką zaprezentował na meczach w Bratysławie i Belfaście była spowodowana rodzinnymi problemami i tym, że matka jego dziecka... znęca się nad nim psychicznie!
Na moją formę w meczu w Belfaście czy wcześniej w Bratysławie wpłynęła sytuacja osobista. Szantażowanie, granie na uczuciach. Chociażby takich jak wiadomość od żony, że nie zobaczę więcej swojego syna. Ona wychodzi z założenia, że jest poszkodowana, i jej jedynym zajęciem jest zepsucie mi życia – żali się Boruc. Skończyła psychologię i wie, w jaką uderzyć strunę, by nagle wszystko przestało mieć sens. Chociaż gdyby była prawdziwym psychologiem, na pewno wiedziałaby, że nie może tak się zachowywać, bo niszczy w ten sposób także nasze dziecko.
Bramkarz utrzymuje, że nie zdradzał żony, a ich małżeństwo rozpadło się na długo przed głośnym romansem z Sarą Mannei. Ponoć związek zakończył się po raz pierwszy przed występami na mistrzostwach Europy, więc Artur twierdzi, że ma czyste sumienie:
Nie jestem jeszcze rozwiedziony. Tak samo, jak nieprawdą jest, że to ja ją zostawiłem, bo zakochałem się w innej kobiecie. Kasia wyprowadziła się pierwsza, przed mistrzostwami Europy, powiedziała, że ma dość takiego życia. Zresztą rozstawaliśmy się już dwa razy wcześniej. Na Euro było jeszcze kulturalnie, rozmawialiśmy przez telefon, uzgadnialiśmy szczegóły rozstania. Podzieliliśmy majątek, dałem żonie naprawdę dużo, choćby pięć mieszkań w Warszawie. Obiecała mi rozwód, ale później z wszystkiego się wycofała.
Kiedy jadę z wizytą do syna, nie mogę z nim posiedzieć sam przez dziesięć minut - żali się dalej. Kaśka zakłada buty na obcasach tylko po to, by Alex cały czas patrzył na nią, kiedy chodzi obok. Jak wychodzę z nim na spacer, metr za mną idzie teściowa, bo boi się, że go porwę. Cała tamta rodzina uważa, że jestem niezrównoważony psychicznie, że jestem alkoholikiem.
Może mają powody, żeby tak sądzić? Dalej Artur wywleka już najgorsze rodzinne brudy:
Dla Kaśki liczyła się tylko jej rodzina, nie pozwalała mi nawet dać większej kwoty własnemu ojcu, mówiąc, że coś mu jeszcze strzeli do głowy, jak zobaczy taką kasę. Sam pomoc od ojca też dostałem dopiero wtedy, gdy rozstałem się z Kasią. W życiu tylko jedno zrobiłbym inaczej. Nie ożeniłbym się. Miałem 21 lat i pstro w głowie. Później po jednym z rozstań powiedziała, że jedyne, czego żałuje, to to, że nie ma ze mną dziecka. Nie byłem pewny, że właśnie z tą kobietą chcę je mieć, tak jak nie byłem zdecydowany, że z nią chcę spędzić resztę życia. I teraz mam bałagan.