Pojawiające się doniesienia na temat raka skóry Michaela Jacksona szybko były dementowane przez jego rzecznika prasowego. Dziś wiemy już, że gwiazdor naprawdę zmagał się z tą straszliwą chorobą. Potwierdziły to badania kornera, a także informacje Diane Dimond, która od lat pisze biografię gwiazdora.
Przed tygodniem bardzo wiarygodne źródło poinformowało mnie, że Jackson miał usunięty kawałek tkanki zaatakowanej rakiem skóry. Dokładniej fragment nosa – powiedział Dimond w wywiadzie dla US Weekly. Michael panicznie bał się bólu. Od zawsze był to jego największy lęk. Dlatego po operacji zaczął nadużywać środków przeciwbólowych. Zdobył kilka recept naraz od różnych lekarzy i zaczął się szprycować.
Z powodu stresu związanego z trasą koncertową gwiazdor dodatkowo cierpiał na bezsenność. Do jego menu z pastylek przeciwbólowych dołączyły środki nasenne i uspokajające. Przez ostatnie 15 lat Michael nie spał całą noc, a potem leżał nieprzytomny przez pół dnia. Ostatnio ta sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła.
Pracująca w pogotowiu pielęgniarka twierdzi również, że na kilka dni przed śmiercią piosenkarza otrzymała dziwny telefon od jego pracowników. Zaniepokojony opiekun Jacksona pytał się co ma zrobić z szalejącym z bólu gwiazdorem.
Dowiedziałam się, że Michael strasznie cierpi – opowiada kobieta. W trakcie rozmowy usłyszałam jego krzyki w tle. Wrzeszczał, że połowa jego ciała jest zimna, a druga część płonie. Kazałam natychmiast wezwać pogotowie. Niestety mnie nie posłuchali i kilka dni później Jackson zmarł.
Nadal nie opublikowano wyników toksykologii. Policja podejrzewa jednak, że do zatrzymania akcji serca przyczyniło się przedawkowanie środków przeciwbólowych, które gwiazdor brał po operacji.