Gdy wydawało się, że minęło już zagrożenie świńską grypą, epidemią która niedawno siała ogólnoświatową panikę, jej ofiarą padł 20-letni aktor Rupert Grint, znany bardziej jako Ron Weasley, filmowy przyjaciel Harry'ego Pottera.
Rupert złapał wirusa prawdopodobnie podczas kręcenia ostatniej części przygód czarodzieja - Harry Potter i Insygnia Śmierci. Szczęście w nieszczęściu nie była to żadna ze złośliwych mutacji śmiertelnej w skutkach grypy i aktor ma pojawić się jutro na pokazie premierowym przedostatniej części sagi, Harry Potter i Książę Półkrwi w Londynie. Podobno już wyzdrowiał.
Rupert wziął kilka dni wolnego na wykurowanie się - powiedział prasie jego agent. Obecnie jest już zdrowy i nie może się doczekać premiery oraz powrotu na plan zdjęciowy.
Ekipa na planie ostatniej części serii, dostosowała się do jego nieobecności i kręciła sceny bez jego udziału. Jego lekarze zapewniają, że odmiana, na którą chorował Grint nie była zakaźna.