Spekulacje na temat rzekomego wybielania skóry przez Michaela Jacksona trwały od wielu lat. On sam ciągle twierdził, że cierpi na rzadką chorobę, vitiligo, znaną również bielactwem nabytym. Po jego śmierci dyskusje te ożyły na nowo. Ojciec Michaela, Joe, postanowił udowodnić, że jego syn nie był opętany chęcią bycia białym, ale po prostu chory. Na antenie stacji ABC News ujawnił zdjęcia wykonane w 2002 roku, a przedstawiające nogi wokalisty, pokryte licznymi ranami.
Na fotografiach widać miejscową martwicę, która zaatakowała jego podudzia - mówi zapytana przez dziennikarzy ABC dyżurna dermatolog, dr Debra Jaliman. Widać również jakąś ciecz, która dostała się do ran. Mogą być one wynikiem kontaktu z silnie trującą i bardzo żrącą substancją.
Jednocześnie dermatolog przyznała, że w obrębie ran widocznych jest wiele nakłuć. Mogą one świadczyć o tym, że gwiazdor rozpaczliwie szukał miejsc, w które mógł podać sobie zastrzyk z jednym z silnych leków:
Jeżeli się przyjrzeć, na nogach widoczne są liczne ślady po igłach, bardzo wiele takich śladów. Przez ponad 20 lat mojej praktyki lekarskiej nie widziałam jeszcze czegoś takiego. Owszem, zdarzają się tak poważne i głębokie rany, ale nie na podudziach, nigdy nie spotkałam się z takim przypadkiem. Może to sugerować, że Jackson nie miał już miejsc, w które mógł się wkuwać. Żyły na ramionach i przedramionach były po prostu zbyt słabe.
Wygląda więc na to, że zdjęcia, które miały udowodnić, że Michael wcale nie miał obsesji na punkcie wybielenia sobie skóry, wzbudziły dyskusje na zupełnie inny temat. Czy Jackson faktycznie cierpiał na bielactwo, a silne lekarstwa wstrzykiwał sobie, aby uśmierzyć ból? Niestety, jest mało prawdopodobne, czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy.