Nadal nie wiadomo, co się dzieje z przebywającą od trzech dni na oddziale psychiatrycznym Mischą Barton. 23-latka została tam odwieziona po telefonicznym zawiadomieniu lokalnego komisariatu policji. Aktorka trafiła do słynnego szpitala gwiazd Cedars-Sinai w Los Angeles na 72-godzinną obserwację. W tym samym dniu miała miejsce premiera najnowszego filmu z jej udziałem, Homecoming. Nieoficjalnie mówi się o ciężkim załamaniu nerwowym, objawiającym się autodestrukcyjnymi zachowaniami.
Jej przyjaciele zdają się potwierdzać tę tezę: Ona chce skończyć ze sobą. To trwa już od dłuższego czasu. Jej uzależnienie od alkoholu i narkotyków osiągnęło ten punkt, w którym jedynym sposobem, aby od niego uciec jest samobójstwo - wyznał jeden z nich w rozmowie z magazynem People.
Według innego źródła to właśnie jej przyjaciele zawiadomili policję. Barton była wtedy w trakcie kolejnego kokainowego ciągu. Stwierdzili, że zagraża samej sobie i jeśli sami czegoś nie zrobią, może się to skończyć tragicznie. Jeden z jej znajomych nie owija w bawełnę: Ona jest na totalnym dnie i jedyne czego pragnie to skończyć ze sobą.
Wielu uważa, że skandal z psychiatrykiem oznacza koniec jej kariery: Możesz zostać skrytykowany za fatalną rolę, ale nieobecność na premierze najnowszego filmu ze swoim udziałem to najgorsze co można zrobić - mówi źródło magazynu People. - To początek końca jej kariery.
Jeśli lekarze uznają, że aktorka nadal stanowi zagrożenie dla siebie samej, mogą przedłużyć jej pobyt w szpitalu do dwóch tygodni.