Do mediów przedostały się kolejne doniesienia o dramacie Johna Travolty, który w końcu postanowił opuścić sektę scjentologiczną. Po latach prania mózgu aktor w końcu dostrzegł, że doktryna ugrupowania skazała jego syna na śmierć. Przywódcy Kościoła zabronili podawania Jettowi leków, które mogły mu uratować życie.
Travolta jedynie pozornie pogodził się z utratą dziecka. Po tragicznym odejściu chorego Jetta, Travolta zachowywał się, jakby od lat czekał na ten dzień i był w pełni pogodzony z losem. Okazuje się, że aktor ukrywał swoje prawdziwe emocje. Oczywiście przed pozostałymi wiernymi. Scjentolodzy wierzą w reinkarnację, a zdaniem guru syn gwiazdora na pewno odrodzi się w "godniejszej szacunku istocie". John nie mógł opłakiwać syna i jego stan psychiczny cały czas się pogarsza.
Często widzimy, jak nocą jeździ bez celu samochodem golfowym po swojej ogromnej posiadłości – powiedzieli dziennikarzom jego sąsiedzi. To takie przykre. Kiedyś wybierał się na przejażdżki z Jettem. Zawsze był nocnym markiem, jednak teraz to po prostu chorobliwa bezsenność. Właściwie w ogóle nie wychodzi z domu w ciągu dnia.
Poważny stan emocjonalny Travolty potwierdzają również jego współpracownicy. O rozpaczającym aktorze wypowiedział się Denzel Washington, który wystąpił z nim ostatnio w filmie Metro strachu.
Jego nastroje strasznie się wahają. Nigdy nie wiedzieliśmy, czego się po nim mamy spodziewać – powiedział aktor dziennikarzom. Potrafił się z nami śmiać, a po chwili dostawał ataku histerycznego płaczu.