Chociaż może się to nam wydawać bardzo dziwne, scjentolodzy są w USA bardzo potężną organizacją. Jak w przypadku każdej sekty, bardzo ciężko (a niejednokrotnie niebezpiecznie) jest opuścić ich szeregi. Nic więc dziwnego, że John Travolta, o którego rosnącym niezadowoleniu z działalności scjentologów słychać od czasu śmierci jego syna, postanowił na wszelki wypadek dementować te doniesienia.
To zupełna nieprawda - twierdzi w rozmowie z magazynem People jego rzecznik prasowy (też zapewne wierny scjentolog), Paul Bloch. Nie ma żadnej zmiany w relacjach Johna z Kościołem Scjentologicznym. Był i jest jego członkiem. Na zawsze.
To "na zawsze" brzmi trochę groźnie, nie uważacie?
Przypomnijmy, że Travolta nadal nie może pogodzić się ze śmiercią swojego chorego na autyzm syna. 16-letni Jett zmarł w styczniu tego roku. Od czasu tragedii aktor miał zacząć wątpić w nieomylność scjentologów, których zasady zabroniły mu poddać go leczeniu. Leczeniu, które na pewno przedłużyłoby mu życie.
Na razie jednak wiele wskazuje na to, że nawet gdyby chciał, Travolta może mieć duże problemy z odejściem z sekty. Na początek musiałby na przykład zmienić rzecznika prasowego. A także prawników, ochroniarzy i dozorców. Wątpimy, żeby guru pozwolił tak ważnemu wyznawcy mieć na codzień kontakt z kimś, kto nie jest pod jego kontrolą.