Dziennikarze nadal nie mają żadnych skrupułów, aby wypytywać policjantów i biegłych lekarzy o okoliczności śmierci Michaela Jacksona. Wydawało się, że przez ostatni miesiąc do prasy przeciekły wszystkie szczegóły tragicznego odejścia gwiazdora. Okazuje się jednak, że rodzina piosenkarza zdołała zataić wiele szczegółów. Amerykańskie media donoszą, że piosenkarz w chwili śmierci przytulał porcelanową lalkę.
Przypomnijmy, że gwiazdor umarł w trakcie snu po tym, jak wstrzyknięto mu ogromną dawkę leku anestezjologicznego wykorzystywanego w szpitalach. Jak miał od lat w zwyczaju do łóżka położył się ze swoją ulubioną lalką. Maskotka pomagała mu zasnąć i uspokoić się przed snem.
Żył i umarł w brudzie oraz samotności – powiedział przekupiony policjant dziennikarzom. W jego domu było strasznie gorąco. Był tak chudy, że jego ciało nie było w stanie go ogrzać. Kaloryfery były nastawione na maksimum, chociaż to był środek lata. Na ścianach były poprzyklejane wydarte z notatnika kartki z napisami "dzieci są słodkie, dzieci są niewinne". Widać było, że już nie kontaktował.
Informatorzy donoszą, że Michael surowo zabraniał swojej służbie wchodzenia do jego pokoju. Twierdził, że jest w nim idealny porządek i nie można niczego ruszać. Sypialnia króla popu przypominała małe wysypisko śmieci, pełne pamiątek i małych bibelotów pomiędzy, którymi walały się zużyte strzykawki oraz fiolki z lekami. Nikt nie sprzątał tam od kilku miesięcy.