Zapowiadało się całkiem niewinnie. Marcin Najman i Mariusz Pudzianowski w towarzystwie swoich menedżerów pojawili się w sali restauracyjnej jednego z klubów sportowych, aby dogadać szczegóły planowanej na grudzień walki bokserskiej. Niespodziewanie spotkanie wymknęło się spod kontroli. Podobno z winy strongmana.
Pudzian ciągle głupio i szyderczo się uśmiechał, gadając coś pod nosem. Tak bardzo działał mi na nerwy, i to już od dawna, że nie wytrzymałem. Wyprowadziłem cios, doszło do szarpaniny - powiedział Super Expressowi Najman. Pudzianowski niech dziękuje Martinowi, bo gdyby mnie nie zatrzymał, byłoby już po walce.
Podobno to właśnie Martin, przedstawiciel z ramienia zawodów Konfrontacji Sztuk Walki miał największe zasługi w rozdzieleniu obu sportowców. No troszeczkę... troszkę się przepychaliśmy. Chłopak wybuchowy jest, ale mnie ciężko z równowagi wyprowadzić - mówi Pudzian. Gość dużo gada, a ja jestem bardziej oszczędny w słowach. Wolę mniej mówić i więcej robić. Aż taki niekulturalny to nie jestem, żeby w miejscach publicznych się szarpać i tak dalej.
Wygląda na to, że była to zaaranżowana scenka no potrzeby tabloidu. Na miejscu całkiem przypadkiem był fotograf Super Expressu... Takimi metodami chcą rozreklamować swoją walkę. Trochę żałosne, ale można się było tego po nich spodziewać.