Można było się spodziewać, że po ujawnieniu bezpośredniej przyczyny śmierci Michaela Jacksona media zaleją nas artykułami dotyczącymi winnych odejścia piosenkarza. Dzisiejszy The Sun podaje, że policja dostała anonimowy donos od kobiety, która twierdzi, że leki, które zabiły gwiazdora przepisał mu jego dermatolog.
Dziennikarze gazety od razu uruchomili swoją sieć informatorów i wyszło na jaw, że Arnolda Kleina wsypała jego była pracownica, Debbie Rowe. Według niej to dermatolog jest odpowiedzialny za uzależnienie Michaela od wszystkich mocnych środków przeciwbólowych.
Jackson miał założone kilka fikcyjnych kartotek. Dlatego przepisywano mu dawki, jakie normalne daje się kilku osobom - donosi źródło. Michael używał czterech, czy pięciu pseudonimów. Po jego śmierci w jego domu znaleziono butelkę Propofolu przepisaną Omarowi Arnoldowi. To jedno z jego fałszywych nazwisk.
Nazwisko Kleina przewija się przez policyjne informacje od dnia śmierci Jacksona. Zachowanie dermatologa jest nadzwyczaj podejrzane. Lekarz odmówił wydania papierów Michaela sprzed marca tego roku. Jak twierdzą informatorzy w policji, Klein był pierwszą osobą, do której zadzwonił Conrad Murray po tym, jak piosenkarz przestał oddychać. Pogotowie zostało powiadomione kilkadziesiąt (!) minut później.