Chris Brown chyba niezbyt uważnie słuchał sędziego, który długo odczytywał jego wyrok za pobicie Rihanny. Muzykowi nadal wydaje się, że stoi ponad prawem. Wystarczy popatrzeć na ten głupawy uśmieszek na twarzy, gdy skazano go na pięć lat w zawieszeniu. Zapewne był przekonany, że nadal wszystko mu wolno. Że "zawiasy" to jakby uniewinnienie.
Zaledwie dwa dni po zakończeniu rozprawy Chris zdołał złamać najważniejszą zasadę zwolnienia warunkowego. Beztrosko wybrał się na imprezę, gdzie wypił zdecydowanie za dużo drinków, a tym samym złamał prawo. W Stanach osoby poniżej 21. roku życia nie mają wstępu do nocnych klubów i oczywiście nie mogą spożywać alkoholu.
Wszystko zapewne uszłoby mu na sucho, gdyby siedział cicho w kącie i bawił się z przyjaciółmi. Brown jednak nie umie się kontrolować. W trakcie zabawy upił się i zepchnął DJ'a z jego podium. Następnie postanowił zjednać sobie sympatię klubowiczów - zaczął puszczać kawałki Michaela Jacksona i wykrzykiwać do mikrofonu: Był tylko jeden król popu! Kochamy cię Michael! Trudno było go nie zauważyć.
Następnego ranka pod drzwiami Browna pojawili się policjanci, którzy wręczyli mu wezwanie do sądu. Chris musi stawić się przed swoim opiekunem prawnym, a także wytłumaczyć się przed sędzią.
To złamanie prawa nie zostanie potraktowane polubownie. Brown musi się nauczyć, że nie jest bezkarny. Jeśli łamiesz warunki zwolnienia, jesteś w poważnych kłopotach – powiedział dziennikarzom prokurator.
Oby, oby. Mogliby go w końcu zamknąć.