Joe Jackson, wyklęty przez własnego syna i resztę rodziny, robi wszystko, by chociaż trochę się wylansować na śmierci Michaela. Co chwilę udziela kolejnych wywiadów. Jest postacią na tyle kontrowersyjną, że programy telewizyjne się wprost o niego biją. Ta ponura twarz gwarantuje dobrą oglądalność.
Tym razem pojawił się w Today Show, gdzie udzielił kilkunastominutowego wywiadu. Wycięliśmy te fragmenty, w których Joe promuje siebie i własne projekty marketingowe, a zachowaliśmy te, w których opowiada o Michaelu. Chyba za bardzo zależy mu na zachowaniu dobrej twarzy (nie za późno?). Wbrew temu, co mówiło rodzeństwo Jacksona, jego ojciec twierdzi, że nic nie wiedział o problemach syna z używkami. Sugeruje też, że za jego śmierć winę ponosi więcej osób, nie tylko "lekarz".
- Jak się Pan czuje?
- Dobrze. Nadal jestem w żałobie po śmierci syna, nie było nikogo większego od niego na całym świecie. Jestem z tego dumny.
- Jest Pan zły?
- Nie jestem zły. Jestem wściekły. Tak naprawdę nie wiedziałem, co się dzieje wokół mojego syna. To mnie złości.
- Nie wiedział Pan, że Michael ma problem z tymi lekami?
- Nie miałem pojęcia, że przyjmował środki tego typu i jest od nich uzależniony.
- Koroner stwierdził, że Michaela zabito. Czego oczekuje teraz rodzina?
- Oczekujemy sprawiedliwości i widać, że policja właśnie do tego zmierza.
- Chodzi panu o oskarżenie osób, które za tym stały?
- Nie wiem.
- Czy wiedział Pan, że Michael cierpi na bezsenność i potrzebuje Porpofolu, żeby zasnąć?
- Nie, pierwsze słyszę.
- Policja twierdzi, że dr Conrad Murray przyznał się, że dał Michaelowi Propofol tego samego ranka, kiedy pański syn umarł. Funkcjonariusze twierdzą, że to zabiło Michaela. Do jakich pan wniosków dochodzi?
- To przestępstwo. Chcę, żeby wszystko zostało przebadane, by dowiedzieć się, co tak naprawdę się działo. Nie chodzi tylko o Murray’a.
- Czy chce Pan, żeby ktoś za to odpowiedział?
- Ktoś powinien. Nie tylko jedna osoba, tylko wszyscy, którzy maczali w tym palce.
- Lekarze?
- Nie powiedziałem lekarze. Każdy, kto był w to zamieszany.
- Jaką rolę pełni pan w życiu dzieci syna?
- Jestem ich dziadkiem.
- Widział je pan?
- Oczywiście.
- Jak często się Pan z nimi widuje?
- Powiem tak... wystarczająco często.
Ostatnie zdanie nie zabrzmiało zbyt przekonująco.