Paulla Ignasiak coraz śmielej zabiega o publiczną sympatię i współczucie. Po przeczytaniu wywiadu z nią w nowej Vivie wiemy już, jaki to typ gwiazdy. W swojej pierwszej poważnej rozmowie z kolorowym magazynem żali się czytelnikom, że przeszła przez piekło, pracowała w McDonald'sie, myła szyby na stacji benzynowej i... głodowała.
Z pieniędzmi było krucho. Wynajęłam mieszkanie w Pruszkowie, bo najtaniej, ale i tak nie zawsze wystarczało na jedzenie - wspomina. I przechodzi do szczegółów: "Często stawiałam na stole makaron z dżemem. Ale przyszła też chwila, kiedy został mi stary chleb, margaryna i jakaś najtańsza herbata. Sto torebek za niecałe dwa złote. Narzekałam, byłam wściekła, ale w końcu zabrakło i tego. Trzy dni nie jadłam nic."
Potem było jeszcze gorzej. Przejadła się i wylądowała w szpitalu:
Zadzwoniłam do znajomych. Natychmiast zrobili zakupy i przywieźli mi jedzenie. Najpierw zjadłam jajecznicę, potem jakieś owoce, ciastka. I z ostatnim kęsem poczułam tak potworny ból brzucha, że musiałam wezwać pogotowie. Karetka zabrała mnie do szpitala. A tam pytali: "Dlaczego pani tyle czasu nie jadła?". Było mi strasznie głupio. Słyszałam, jak pielęgniarki szeptały między sobą: "Pewnie się odchudzała". Nigdy się nie odchudzałam. Do dziś, kiedy widzę żebrzącego na ulicy, nie zastanawiam się i zawsze coś wysupłam. Pamiętam głód.
Paulla narzeka też na ojca swojego dziecka. Opisuje go jako bydlaka, który zostawił ją samą z synem:
Adam postanowił ułożyć sobie życie beze mnie. Nie pytał o zdanie. Pewnego dnia, w lutym tego roku, poprosił, żebym wyprowadziła się z jego domu w Rybniku. Minął marzec, kwiecień, maj. W opiece nad synkiem pomagała mi babcia. Adam przyszedł do nas w tym czasie dwa razy. Na obiad i raz wziął małego na spacer. Wrócili po 20 minutach. Czy słyszałaś ode mnie w mediach słowo skargi? Nie.
Jak dobrze, że wszystko się zmienia... Szykujcie się na więcej smutnych historii od tej pani.