Artur Boruc, będący ostatnio w słabszej formie, postanowił opowiedzieć o swoich początkach jednemu z brytyjskich tabloidów. Wychowany w Siedlach piłkarz wspomina, że w rodzinnym mieście dwadzieścia lat temu niewiele było rozrywek dla nastolatków. Można było *trenować piłkę nożną, uczyć się tańca lub... kraść radia samochodowe. *Paru kuzynów Boruca wybrało to trzecie rozwiązanie. Dzielący ciasne M2 z piątką rodzeństwa bramkarz miał duże szanse, by pójść w ich ślady. Od kryminału uratowała go piłka nożna.
Mama namówiła mnie na taniec. Chodziłem na lekcje i zaliczyłem parę egzaminów. To był rodzaj ucieczki od rzeczywistości - mówi w wywiadzie dla Sunday Mail. Na szczęście ostatecznie młody Boruc trafił na boisko i okazało się, że ma talent:
W Siedlcach poza piłką nożną nie było zbyt wielu atrakcji. (...) Często myślałem, co by się ze mną działo, gdybym nie grał w piłkę. Mam kilku kuzynów, którzy siedzą w więzieniu. Może tak samo by się stało ze mną – przyznaje. Piłka zmieniła moje życie, co nie znaczy, że zapomniałem o moich korzeniach.
Ciekawe, czy wzmianka o kursie tańca sprawi, że zainteresują się nim producenci Tańca z gwiazdami...?