Mama Miśka Koterskiego postanowiła w końcu przerwać dwuznaczne milczenie w sprawie uzależnienia jej syna. Jej słowa potwierdzają wszystko, o czym wielokrotnie pisaliśmy - urok i lekki "bezwład" Miśka wynika z tego, że od lat jest uzależniony od heroiny i wszelkich innych narkotyków. Ćpanie na zawsze zmieniło mu mózg.
- W liceum poznał Sylwię - wspomina w wywiadzie dla Wysokich Obcasów Iwona Ciesielska. Wydawało się, że tworzą idealny związek. (...) Pewnego dnia Sylwia przyszła do mnie do pracy i powiedziała, że znalazła u Michała narkotyki. *Przyniosła je. Stanęliśmy oko w oko ze strasznym problemem. Mój mąż znalazł dzienny ośrodek dla narkomanów i Michał zaczął chodzić do niego trzy razy w tygodniu. (...) Michał skończył dzienny ośrodek. *Minął rok. Przychodzi Sylwia i mówi mi: "Znów jest to samo". Michał zadecydował, że pojedzie do ośrodka zamkniętego pod Katowicami. Przerwał studia i wyjechał. Kiedy stamtąd wyszedł, ojciec zaproponował mu rolę w filmie "Wszyscy jesteśmy Chrystusami".
- I to był koniec z narkotykami?
- Nie. Jesienią znów był w ośrodku zamkniętym pod Łodzią. Wtedy dowiedziały się o tym tabloidy. Paparazzi siedzieli na drzewach obok ośrodka.
- Boi się pani, że nałóg wróci?
- To jest nałóg, który przez całe życie tkwi w człowieku. Nigdy nie można się całkowicie uwolnić.
- A potem wąchał czy wstrzykiwał?
- Wszystko.
- Jak Marek Koterski podchodził do narkomanii?
- On nie pije od wielu lat, ale to jest okupione ciężką walką. Jego terapeuta mówi mu, że musi dbać tylko o siebie i myśleć o sobie. Odwiedzał Michała w ośrodku, ale uważa, że Michał musi poradzić sobie sam.
- A co Michał na to?
- Pomstuje na niego czasem najgorszymi słowami: "Ten ch... jak potrzebował pomocy, to ja do niego jeździłem" [kiedy stary Koterski miał najgorsze alkoholowe czasy, Misiek jeździł do niego z Łodzi do Wawy i się nim opiekował, w liceum]. Ale kocha ojca bezwarunkowo - że jak ojciec tylko zadzwoni, to pędzi do niego.
- Jak sobie radzicie z tabloidami?
- Najbardziej mnie zabolało, kiedy przeczytałam, że Misiek wychowywał się w melinie.
No pewnie, że nie - to w końcu tzw. "dziecko z dobrego domu".