Tuż przed nagłą śmiercią Michaela Jacksona, z którą jego fani nadal nie mogą się pogodzić, gwiazdor udzielił ostatniego wywiadu. Król popu opowiadał głównie o operacjach plastycznych i utrzymywał, że poddał się jedynie dwóm zabiegom. Przyznał się jednak, że zawsze miał ogromne kompleksy. Ponoć brak wiary w siebie był spowodowany wiecznie powracającym młodzieńczym trądzikiem.
Miałem na skórze ropiejące, zaognione rany – mówi Jackson w ostatniej rozmowie z dziennikarzem. Przeżywałem to tym bardziej, że jak byłem dzieckiem, wszyscy mi mówili, że jestem taki słodki i śliczny. Strasznie się tym zamartwiałem.
Początkowo próbowałem zmienić dietę, ale to nie pomogło – dodaje. Zacząłem nosić kapelusze i patrzeć w dół, aby ukryć twarz. Z czasem sukcesy przestały mnie w ogóle cieszyć, bo cały czas myślałem tylko o mojej cerze. Nigdy się nie wybielałem, tylko szukałem perfekcji!
Trudno uwierzyć w trochę naciąganą teorię z trądzikiem. Jeśli coś faktycznie zniszczyło wiarę w samego siebie u Jacksona, to jego toksyczny ojciec, a nie pryszcze. Przynajmniej pod koniec rozmowy Michael przyznaje, że żadne zabiegi nie pomogły mu uwierzyć w siebie.